środa, 8 lipca 2015

Rozdział V czyli Jak rozwiązać problem innych i samemu mieć problem?





Obudziły mnie odgłosy walki. A właściwie to podwórkowej bójki, w jakiej to nie jednej takiej brałam udział. Podeszłam do wielkiego okna na zachodniej ścianie błękitnego pokoju, w którym spałam. Za nim dwóch chłopaków lało się pięściami. Nagle w jednym z nich rozpoznałam Marka. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu jakichś ubrań na zmianę, bo nie chciałam wyjść w tych poplamionych krwią i nadal wilgotnych ciuchach. Znalazłam jakieś jeansy i pomarańczową obozową koszulkę. Szybko się w nie przebrałam i wyszłam z pokoju. Stanęłam na długim korytarzu pierwszego piętra. Przed sobą miałam barierkę, która ciągnęła się z prawej do schodów przy ścianie a z drugiej łączyła się ze ścianą. Zeszłam po schodach, i wyszłam przed dom. Wokół walczących zebrał się już tłum gapiów, ale nikt nie próbował ich rozdzielić.
- Ja cię zabiję- warknął Mark po wyprowadzeniu celnego lewego sierpowego w twarz… PERCEGO?!
- Chyba prędzej ja ciebie- odparł tamten po mimo cieknącej mu z nosa krwi. Wyprowadził cios lewą ręką kierując ją na śledzionę przeciwnika. Ten odsunął się a, Percy poleciał do przodu, ciągnięty siłą, z jaką wyprowadził cios. Stracił równowagę i opadł na kolana, lecz zaraz potem poderwał się z ziemi, jednocześnie robiąc zwrot w stronę uśmiechniętego przeciwnika.
- Zaraz powybijam ci wszystkie zęby z tej twojej kretyńskiej gęby!- Wrzasnął krwawiący wciąż chłopak.
- Taa już to widzę- odparł mój brat, unikając kolejnego ciosu, a przy okazji wyprowadzając cios kolanem w klatkę piersiową Percego. Ten skulił się, lecz, nie na długo już po chwili chłopcy targali się za ubrania, i wyprowadzając sobie nawzajem ciosy. Tłum jak jedno stado otoczył ich i kibicował swoim faworytom, lecz nikt nie próbował ich rozdzielić. Przecisnęłam się przez zwarty szyk ludzi przede mną, pomagając sobie łokciami. Gdy stanęłam na przedzie, Mark właśnie wyprowadził celny cios w bok przeciwnika.
- Stop! Przestańcie w tej chwili!- Krzyknęłam, lecz moje słowa zagłuszył ryk tłumu. Niewiele myśląc wbiegłam pomiędzy walczących. Zanim udało mi się ich rozdzielić, również zostałam poszkodowana. Miałam podbite oko, krwawiącą rękę oraz mnóstwo siniaków. Nie zwracał jednak na nie uwagi, bo ważniejszą rzeczą było uspokojenie walczących.
- Już spokojnie- powiedziałam wciąż stojąc pomiędzy chłopcami, zapobiegając dalszej bitce. Odwróciłam się do tłumu- A wy, na co się gapicie?! Rozejść się w tej chwili!- Co dziwne posłuchali. Po chwili ostatni z maruderów, narzekających na przerwanie tak dobrej zabawy, oddalili się w tylko im wiadomych kierunkach.
- A teraz wyjaśnijcie, o co poszło- poprosiłam prowadząc chłopców do Wielkiego Domu.
- Ech no tak po prawdzie to poszło o ciebie. A dokładnie o to, że ON cię macał- akcentując on, posłał mordercze spojrzenie Percemu.
- Dobrze. A ty Percy? O co twoim zdaniem poszło?- Spytałam, bo najważniejszą rzeczą w rozwiązywaniu kłótni jest poznanie obu stron konfliktu.
- No w sumie o to samo, lecz w pewnym Momocie walki chodziło mi też o to że twój brak całował się z moją dziewczyną!- Powiedział z mocą.
- Ale wtedy jeszcze nie byliście razem- odbił piłeczkę Mark.
- Ach tak? A skąd o tym wiesz? Do twojej wiadomości to wtedy już byliśmy razem!- Krzyknął Percy.
- To chyba jej o tym nie powiedziałeś, bo ona twierdziła, że owszem jesteście sobie bliscy, ale to nie to.- Odparł z cwanym uśmieszkiem Mark.
-Ty śmieciu! Kto ci pozwolił tak mówić!?
- SPOKÓJ!- Wrzasnęłam- Percy jak ma na imię twoja dziewczyna?
- Annabeth.- Odparł opadając na jeden z foteli stojących w salonie Wielkiego Domu. Na zachodniej ścianie pomieszczenia był kominek, a nad nim wisiała wypchana głowa geparda. Reszta ścian w pokoju była obita wygładziną, w kolorze brzoskwini. Wokół stojącego na środku stołu do..Ping-ponga? Cóż wokół tego właśnie mebla były poustawiane różne: krzesła, stołki, fotele, pufy i inne tego typu przedmioty. Mark opadł na jedną z puf a ja usadowiłam się na jednym z krzeseł. Gdy siadłam zapomniałam, że ręka mi krwawi, i pobrudziłam sobie ubranie.
- To teraz Mark wytłumacz mi, na jakiej podstawie sądzisz, że Percy mnie macał- spytałam, próbując jakoś opatrzyć to nieszczęsne ramie.
- Pamiętasz ten moment, kiedy byliśmy w altance naszego starego domu? I kiedy pod twoimi stopami wylądował słoik z Greckim ogniem?
- No pamiętam.- W sumie trudno zapomnieć pożar własnego domu. Cóż, ale życie to nie bajka, a ja nie mam zamiaru go tracić na smutek.
- Wtedy właśnie. Z resztą to ty powinnaś to najlepiej pamiętać.- Odparł wyciągając się wygodnie na swoim siedzisku.
- Ach pamiętam. Ale on mnie nie macał. On tylko uratował mi życie. To, że położy ręce na moich biodrach, wcale nie znaczy, że od razu mnie macał. Ale- to nie dokończając zdania wstałam podeszłam do zielonookiego który próbował nieudolnie zatamować krew nadal buchającą mu z nosa, i dałam mu z liścia- Jakaś kara mu się należy.- Dokończyłam. Ten złapał się za policzek i spojrzał na mnie z wyrzutem w oczach.
- No, co? Ja się szanuję i nie dam się macać. Komukolwiek.
- No, no siostra. Nie poznaję cię.- Uśmiał się niebieskooki.
- Dobra koniec tego gadania. Percy idziesz ze mną szukać Annabeth. A ty mój kochany bracie zostaniesz tu na razie, i odpoczniesz. Ok?- Nie czekając na odpowiedz, chwyciłam Percego za ramie i pociągnęłam w stronę drzwi. Dalej poszedł już sam. Przeszliśmy nie więcej niż dziesięć kroków, gdy dorwał nas Will.
- O Zeusie! Caroline, co ci się stało?! Podbite oko, krwawiąca ręka i masa siniaków. Dziewczyno jeszcze nie dawno ty się z łóżka szpitalnego nie mogłaś ruszyć, a już zaliczyłaś ucieczka i bójkę. A ty Percy to nie lepszy. Wydaje mi się, że masz złamany nos. Chodźcie muszę was opatrzyć.- Rozkazał.
- Nie Will. Nie możemy mamy ważną sprawę do załatwienia. Naprawdę to bardzo ważne. Obiecuję, że jak tylko ją załatwimy, przyjdziemy do ciebie. Proszę- Poprosiłam robiąc oczy kota, ze Shreka.
- Czy ja ci się kiedyś oprę?- Odparł odchodząc.
- Ok. Idziemy dalej.
- A..Ale jak ty to zrobiłaś? Will jeszcze nigdy nikomu nie odpuścił.
- Jenaś nie słodzi mi już tylko idź.- Warknęłam. Szliśmy w milczeniu. Po prawej mieliśmy ułożone w podkuwkę, różnej wielkości i koloru domki letniskowe, za którymi płynęła wartka rzeka. Po prawej zaś: Arenę, na której jacyś potężnie zbudowani chłopcy walczyli ze sobą, a wytapetowane dziewczyny przyglądały się im i chichotały, pawilon jadalniany, strzelnica, ścianka wspinaczkowa ociekająca lawą, podest z kukłami do ćwiczenia uderzeń i coś, co od razu mi się spodobało, czyli las. Na wprost było ogromne jezioro, z plażą. Na piasku wygrzewała się jakaś dziewczyna. Leżała na kocu, wystawiała twarz do słońca. Miała zamknięte oczy, a jej falowane blond włosy do łopatek lekko się poruszały na wietrze. Percy, gdy ją zobaczył przyspieszył kroku, żeby nie zostać w tyle zrobiłam to samo. Nie zauważyła nas. Percy stanął za nią i zakrył jej oczy rękoma.
- Zgadnij, kto to- spytał zmieniając głos na grubszy.
- Glonomóżdżek?
- Jak ty zawsze zgadujesz? I przestań mnie tak nazywać.- Powiedział udając urazę.
- Och nie dąsaj się- powiedziała i śmiejąc się pocałowała go w policzek. Boże zakochani. Masakra. Dobra koniec tych słodkości.
- Ty jesteś Annabeth- spytałam podchodząc do nich.
-Tak. Czegoś ode mnie potrzebujesz? – Spytała. Teraz zauważyłam, że ma stalowo szare oczy. Była córką Ateny, bo tylko ta jedne bogini miała szare oczy.
-Właściwie można to tak nazwać. Chciałabym z tobą porozmawiać. Na OSOBNOŚCI- zaakcentowałam wyraz, patrząc przy rym na czarnowłosego.
- Dobrze. Chodź.- Powiedziała podnosząc się z koca i łapiąc mnie za nadgarstek. Pociągnęła mnie za sobą. Przeszłyśmy kawałek. Okazało się, że zaprowadziła mnie na pola truskawek, po których przechadzali się…SATYROWIE?!  Satyrowie z piszczałkami. Ale cóż się dziwić, to obóz Greckich herosów. Skąd ja wiedziałam, że to satyrowie? A stąd, że jak już wcześniej wspomniałam pasjonuję się mitologią. Mogę czytać całymi godzinami książki o herosach czy bogach Greckich. Tak nie mam dysleksji. Już mówiłam: ja NIE jestem herosem. No w każdym bądź razie. Stanęłyśmy pomiędzy krzewami truskawkowymi.
- Tak, więc, o czym chciałaś porozmawiać? A może najpierw się poznajmy. Mam na imię Annabeth a ty?
- Caroline miło mi. Tak, więc chciałam cie spytać o pewną sprawę. A mianowicie: Pamiętasz jak całowałaś się z moim bratem Markiem?
- Noo tak. Pamiętam. Ale, o co chodzi?
- Dzisiaj Percy i Mark pobili się i jednym z powodów był właśnie ten pocałunek. Chciałabym się o tym dowiedzieć trochę więcej, bo nie wiem jak mam rozstrzygnąć spór pomiędzy nimi. Więc jak to było z twojego punktu widzenia?
- No cóż Mark jak przyszedł do obozu był w moim wieku. Ja znalazłam się tu jak miałam siedem lat. Jestem tu najdłużej ze wszystkich obozowiczów. Gdy pojawił się Percy praktycznie w tym samym czasie pojawił się Mark. Różnica między nimi była ogromna. Percego na początku nie znosiłam. Ale z twoim bratem było inaczej. Bardzo długo praktycznie nic nie jadł ani nie pił. Chodził cały czas smutny. Był gorszy niż Nico. Mam nadzieję, że go poznałaś?
- Taa. Przelotnie.- Odparłam i przywołałam z wspomnień obraz mrocznego chłopaka, który przeniósł nas cieniem do tego miejsca.
- Ooo nie. Tak być nie może. Jak skończymy z tym rozwiązywaniem problemu, zapoznam cie z nim.
- Ok, a teraz opowiadaj dalej.
- Udało mi się z niego wyciągnąć, co go tak smuci. Powiedział, że nigdy sobie nie wybaczy ze zostawił cie tam, taką samą tylko z nieodpowiedzialną matką. Gdy mi to wszystko powiedział jakby wstąpił w niego nowy duch. Zaczął trenować, śmiać się, rozmawiać. Ta nagła zmiana tylko dodała mu uroku w moich oczach. I tak żyliśmy te osiem lat. Dokładnie w nowy rok zdarzył się nasz pocałunek. Nie będę ci opowiadała całej historii, żeby cie nie zanudzić, ale w skrócie to było tak, że w nowy rok zawsze o północy domek Hefajstosa organizuje pokaz sztucznych ogni. Wszyscy obozowicze zbierają się na tej plaży a grupka od Hefajstosa wypływa łódką na jezioro i wypuszcza własnoręcznie zrobione fajerwerki. Zawsze były to niesamowite pokazy. A właśnie wtedy była to historia miłosna. Wtedy właśnie Mark mnie pocałował. Był to długi pocałunek. W sumie to ja go zainicjowałam.
- A wtedy łączyło cię już coś z Percym?
- Czułam coś do niego, ale nie sądziłam, że on to odwzajemnia. Gdy zobaczył ten pocałunek, zrobił się strasznie zazdrosny o Marka. Wtedy zdałam sobie sprawę, że i on coś do mnie czuje. Czyli to nie była zdrada.
- Ok. Chodź teraz wytłumaczymy to chłopakom. – Wyszłyśmy spomiędzy krzaków i wróciłyśmy na plażę, na której czekał na nas Percy.
- Caro zostawisz nas? Chciałabym porozmawiać z nim w cztery oczy.- Szepnęła mi do ucha.
- Ok. Będę czekała w Wielkim Domu.- Odszepnęłam i udałam się we wskazanym kierunku. Idąc przypomniałam sobie, że wczoraj przysięgłam na Styks, Chejronowi że mu powiem, czemu uciekłam. W sumie sama nie wiem. Poczułam taki impuls. Zerwałam się do biegu. Po chwili sprintu, stałam już pod drzwiami gabinetu opiekuna. Zapukałam trzy razy i czekałam na odpowiedź. Gdy usłyszałam ciche proszę, lekko nacisnęłam klamkę. Byłam tu drugi raz, ale dopiero teraz miałam czas, żeby się rozejrzeć. Cały pokuj był w kolorze liliowym, a na ścianach wisiały różne zdjęcia i wycinki z gazet oprawione w ramki. Jedno ze zdjęć przedstawiało parę nastolatków całujących się pod wodą, inne chłopca siedzącego do połowy w zaspie, następne trójkę nastolatków siedzących na smoku a jeszcze inne kilkoro nastolatków stojących na ogromnym statku wojennym unoszącym się nad ziemią. Tak się zapatrzyłam na nie, że nie zauważyłam ze Chejron podszedł do mnie. Znowu miał na sobie, T-shirt z napisem „Imprezowe kucyki” (nie Olu tu nie chodzi o włosy), lecz tym razem był on w kolorze błękitnym.
- Caroline czy teraz wytłumaczysz mi, dlaczego uciekłaś?- Poprosił.
- Tak proszę pana. Tak, więc poczułam taki impuls. Żebym pobiegła, uciekła. I tak jakoś wyszło. – Odparłam.
- Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz. Czemu nie zaatakował cie żaden potwór?
-Jak już mówiłam ja nie jestem żadnym herosem!
- Ale musisz być, inaczej nie przeszła byś przez barierę.
- No dobrze załóżmy, że jestem tym herosem. Nie mam pojęcia, dlaczego nie zaatakował mnie żaden potwór.
- Dobrze tyle mi wystarczy. Na razie będziesz spała w tym pokoju, w którym ostatnio, dopóki twój boski rodzic się nie objawi. A teraz już zmykaj.
- Dziękuję. Dowidzenia.- Powiedziałam i wyszłam. Poszłam do salonu. Mark nadal tam siedział. Po drugiej zaś stronie siedziała Annabeth. Tak jak się umówiłyśmy.
- Mark. Wszystko już ustaliłam. Puścimy tamto zdarzenie w niepamięć. Niestety teraz muszę cie opuścić, bo Annabeth obiecała mi kogoś przedstawić. Choć- to ostatnie było skierowane do szarookiej. Ta zaś wstała i mijając mnie pociągnęła za sobą w stronę wyjścia. Chyba wszystko już miała ustalone, bo na werandzie domu czekał na nas ubrany w czerń chłopak.
- Nico! Jak dobrze, że jesteś. To jest ta osoba, o której ci mówiłam. Caroline poznaj Nico, Nico poznaj Caroline. – Patrzyłam w osłupieniu na tego bladego chłopaka. Kogoś mi przypominał…Wiem! Śnił mi się kiedyś. W tym śnie stałam na takim skalnym występku, który miał się zaraz zawalić w przepaść. A naprzeciwko mnie stał ten chłopak i powiedział coś, czego nie słyszałam. Potem mnie pocałował. Gdy się od siebie oderwaliśmy, ja cofnęłam się o krok, a półka skalna, na której stałam runęła. I wtedy się obudziłam. Ten chłopak. A nieważne.
- Caroline- powiedziałam podając mu rękę
- Nico- odrzekł ściskając ją
- Miło mi cię poznać. Tak, więc..- Zapadła cisza. Słońce już zachodziło a nasze twarze owiał chłodny wiatr. Nagle usłyszeliśmy dźwięk konchy.
- Chodź Caroline, usiądziesz zemną przy stoliku. Podczas kolacji wyjaśnię ci podstawy a potem będzie ognisko.- To mówiąc złapała mnie za ręką i pociągnęła do pawilonu. Stało tam kilka stołów i miejsce, w którym rozpalało się ogień by w nim złożyć ofiarę. Wiem to, bo czytałam trochę na temat zwyczajów Greków. Annabeth zaciągnęła mnie do stolika, przy którym siedziało już kilka osób. Byli to nastolatkowie w różnym wieku i różnej płci.  Usiadłam obok Annabeth. Przede mną stał pusty talerz, a obok niego szklanka również bez zawartości. Spojrzałam na dziewczynę, z która tu przyszłam. Ta chyba wiedząc o co mi chodzi powiedziała:
- Pomyśl co chcesz zjeść i czego się napić.- Ok. To trochę dziwne, ale wykonałam jej polecenie. Pomyślałam o tostach z serem i szynką oraz o lemoniadzie cytrynowej. Gdy spojrzałam na talerz wszystko, co chciałam było na nim (oczywiście oprócz lemoniady), a w szklance szkliła się lemoniada, z plasterkiem cytryny w środku. WooW. Moja jedyna reakcja. Zobaczyłam, że Annabeth wstaje ze swoim talerzem i podchodzi do ogniska na ofiary. Wzięłam swój i poszłam za nią. Dziewczyna wrzuciła w ogień cześć swojego posiłku i wyszeptała coś pod nosem. Odwróciła się do mnie.
- Zrób to samo. Oddaj bogom część swojej kolacji i pomódl się do swojego boskiego rodzica. - Szepnęła mijając mnie.
- Ok.- odparłam również szeptem. Zrobiłam kilka kroków, i znalazłam się twarzą w twarz z płomieniami. Zsunęłam jeden tost z talerza i pomyślałam: „Nie wiem, kim jesteś ojcze, ale proszę ujawnij mi to jak najszybciej”. Następnie odeszłam. Poczułam tylko delikatną woń czekolady i orzechów. Ciekawe. Wróciłam do stolika i skonsumowałam resztę posiłku. Gdy zjadłam wypiłam lemoniadę, a następnie poczekałam aż Annabeth skończy swoją sałatkę colesław. Gdy i ona skończyła, wstała i rzekła:
-Choć teraz ognisko. Może zostaniesz uznana?
- A muszę?
-Tak i nie słyszę sprzeciwu!- Powiedziała z uśmiechem poczym pociągnęła mnie w stronę areny. Tam, na środku ustawiono wielkie bale drewna. Gdy większość obozowiczów się zebrała, i zajęła miejsca na trybunach tak jak to uczyniłyśmy z Annabeth, ktoś podpalił drewno. Buchnęło ono pięknym ogniem. Ech jak ja go kocham. Pomimo że to właśnie przez niego straciłam dom i mamę to nadal go uwielbiam. Patrzyłam na niego w skupieniu. Nagle ktoś trącił mnie w ramie. To Annabeth z Percym się wygłupiają. Wstałam poszłam w stronę ciemniejszej części trybuny. Usiadłam tam, i zaczęłam obserwować ludzi krzątających się na dole. Chyba rozdawali kiełbaski i kije by inni mogli sobie je upiec. Podciągnęłam kolana, obięłam je rękoma i oparłam na nich brodę. Zapatrzyłam się w ogień. Wyłączyłam się kompletnie z tego, co mnie otaczało. Przypomniałam sobie moją pierwszą jazdę na dwukołowym rowerze. Jak nad ranem wymknęłam się z domu, biorąc ze sobą rower i poszłam na tor do ujeżdżania koni. Ćwiczyłam i ćwiczyłam. Miałam poodzierane kolana i łokcie, ale byłam szczęśliwa, bo nauczyłam się jeździć. Gdy wyszłam, okazało się, że wszyscy mnie szukali. Pamiętam jak Mark ze łzami w oczach podbiegł do mnie i mnie przytulił. Ech dzieciństwo. Nagle przypomniałam sobie Nico i ten mój sen. Czy miał być on wizją z przyszłości? Miał się spełnić? Chyba oszalałam. Mam prorocze sny? Nie. To na pewno nie to. Ale skoro to nie jest prawda to, czemu za każdym razem, kiedy sobie to przypomnę, przechodzi mnie dreszcz? Czemu mam wrażenie, że to prawda? Tyle pytań a ani jednej odpowiedzi. Otworzyłam oczy. Ogień nadal płonął równie jasnym płomieniem. Wstałam z zamiarem udania się do „mojego” pokoju, bo byłam już zmęczona. Nagle poczułam, że moje stopy odrywają się od ziemi. Wszyscy na mnie spojrzeli. Nagle moje plecy przeszył okropny ból. Wokół mnie zaczął się tworzyć świetlne tornado. Nad moja głową zaś pojawił się symbol…

Dedykacja dla: Fallen Angell, Emi i Oli oraz wszystkich Ileśnaścioraczek
Czytasz skomentuj będzie mi miło :)

16 komentarzy:

  1. Ekstra wyszło!
    Pozdrawiam i dziękuję za dedytk :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nika. .. wybacz ze to mówię. .... powinien być dłuższy ty cholerny Polsacie. ..... powinnaś teraz podać jakieś reklamy z produktami biedronki w następnym poście a potem dać kolejny rozdział. . .
    no weź daj te reklamy chociaż no. ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj czepiasz się. Poza tym to najdłuższy rozdział jaki napisałam.

      Usuń
  3. I doczekałam się kontynuacji :D
    Bardzo mi się podoba to jak piszesz.. i to opowiadanie ;)
    Mam tylko jedno takie ale... Spróbuj przeczytać jeszcze raz to co napisałaś przed udostępnieniem tego, ponieważ gdy czytałam wyłapałam masę literówek i błędów. Wiem, że początki z pisaniem są trudne i jak wiele błędów potrafi się wkraść w to co się pisze, ale naprawdę przeczytanie tekstu przed dodaniem zabierze ci tylko kilka minut, a naprawdę wiele zdziała. Co prawda nie wyłapie się wszystkich błędów, ale zdecydowaną większość.

    Przepraszam, że się tak "wymądrzam", ale wierz mi, że to naprawdę działa. Znam to z własnego doświadczenia.
    Jeśli byś chciała pogadać, o czymkolwiek, nie wahaj się napisać na mojego mejla (strumien_mysli@wp.pl)

    Piszesz naprawdę dobrze :D
    Czekam na kolejny rozdział, pełna zaciekawienia.
    Serdecznie pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję i z chęcią napiszę do ciebie :*

      Usuń
  4. 5. Tak dla odmiany xd
    Rozdział świetny jak zwykle ;* Ja wam mówiłam, że on się na niego rzuci xd A za Caroline znając życie Nicoś stoi ;3
    Sny prorocze z Nicosiem? B) Każdy by takie chciał XD Ona widze jest wizjonerką jak ja ;*

    Czekam na więcej ;*
    Pozdrawiam i przekazuję polipa weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow, bardzo ciekawe opowiadanie. Uwielbiam historie Percy'ego ale własna interpretacja też jest niczego sobie. Czekam na next i pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam przyjemność nominować cię do LBA :) http://slodkiflirtopowiadanka.blogspot.no/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale za co? Za co zostałam nominowana? Bo nie rozumiem. Ja wcale nie zrobiłam żadnej roboty.

      Usuń
  7. Mówię ci dziewczyno, nice :) Jest trochę błędów stylistycznych i tym podobnych, ale ogólnie bardzo fajnie :) Z chęcią sobie jeszcze poczytam :) Marciak

    OdpowiedzUsuń
  8. Choć blog ma kilka błędów stylistycznych oraz czasami i interpunkcyjnych, to według mnie jest świetny i z perspektywy długości, i z perspektywy fabuły. Jestem naprawdę zachwycona historią którą piszesz *-* całkowicie się w nią wciągnęłam i serio nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Pozdrawiam ♡

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń