Obudziły mnie odgłosy walki. A właściwie to podwórkowej
bójki, w jakiej to nie jednej takiej brałam udział. Podeszłam do wielkiego okna
na zachodniej ścianie błękitnego pokoju, w którym spałam. Za nim dwóch
chłopaków lało się pięściami. Nagle w jednym z nich rozpoznałam Marka.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu jakichś ubrań na zmianę, bo nie
chciałam wyjść w tych poplamionych krwią i nadal wilgotnych ciuchach. Znalazłam
jakieś jeansy i pomarańczową obozową koszulkę. Szybko się w nie przebrałam i
wyszłam z pokoju. Stanęłam na długim korytarzu pierwszego piętra. Przed sobą
miałam barierkę, która ciągnęła się z prawej do schodów przy ścianie a z
drugiej łączyła się ze ścianą. Zeszłam po schodach, i wyszłam przed dom. Wokół
walczących zebrał się już tłum gapiów, ale nikt nie próbował ich rozdzielić.
- Ja cię zabiję- warknął Mark po wyprowadzeniu celnego
lewego sierpowego w twarz… PERCEGO?!
- Chyba prędzej ja ciebie- odparł tamten po mimo cieknącej
mu z nosa krwi. Wyprowadził cios lewą ręką kierując ją na śledzionę
przeciwnika. Ten odsunął się a, Percy poleciał do przodu, ciągnięty siłą, z
jaką wyprowadził cios. Stracił równowagę i opadł na kolana, lecz zaraz potem
poderwał się z ziemi, jednocześnie robiąc zwrot w stronę uśmiechniętego
przeciwnika.
- Zaraz powybijam ci wszystkie zęby z tej twojej kretyńskiej
gęby!- Wrzasnął krwawiący wciąż chłopak.
- Taa już to widzę- odparł mój brat, unikając kolejnego
ciosu, a przy okazji wyprowadzając cios kolanem w klatkę piersiową Percego. Ten
skulił się, lecz, nie na długo już po chwili chłopcy targali się za ubrania, i
wyprowadzając sobie nawzajem ciosy. Tłum jak jedno stado otoczył ich i
kibicował swoim faworytom, lecz nikt nie próbował ich rozdzielić. Przecisnęłam
się przez zwarty szyk ludzi przede mną, pomagając sobie łokciami. Gdy stanęłam
na przedzie, Mark właśnie wyprowadził celny cios w bok przeciwnika.
- Stop! Przestańcie w tej chwili!- Krzyknęłam, lecz moje
słowa zagłuszył ryk tłumu. Niewiele myśląc wbiegłam pomiędzy walczących. Zanim
udało mi się ich rozdzielić, również zostałam poszkodowana. Miałam podbite oko,
krwawiącą rękę oraz mnóstwo siniaków. Nie zwracał jednak na nie uwagi, bo
ważniejszą rzeczą było uspokojenie walczących.
- Już spokojnie- powiedziałam wciąż stojąc pomiędzy
chłopcami, zapobiegając dalszej bitce. Odwróciłam się do tłumu- A wy, na co się
gapicie?! Rozejść się w tej chwili!- Co dziwne posłuchali. Po chwili ostatni z
maruderów, narzekających na przerwanie tak dobrej zabawy, oddalili się w tylko
im wiadomych kierunkach.
- A teraz wyjaśnijcie, o co poszło- poprosiłam prowadząc
chłopców do Wielkiego Domu.
- Ech no tak po prawdzie to poszło o ciebie. A dokładnie o
to, że ON cię macał- akcentując on, posłał mordercze spojrzenie Percemu.
- Dobrze. A ty Percy? O co twoim zdaniem poszło?- Spytałam,
bo najważniejszą rzeczą w rozwiązywaniu kłótni jest poznanie obu stron
konfliktu.
- No w sumie o to samo, lecz w pewnym Momocie walki chodziło
mi też o to że twój brak całował się z moją dziewczyną!- Powiedział z mocą.
- Ale wtedy jeszcze nie byliście razem- odbił piłeczkę
Mark.
- Ach tak? A skąd o tym wiesz? Do twojej wiadomości to wtedy
już byliśmy razem!- Krzyknął Percy.
- To chyba jej o tym nie powiedziałeś, bo ona twierdziła, że
owszem jesteście sobie bliscy, ale to nie to.- Odparł z cwanym uśmieszkiem
Mark.
-Ty śmieciu! Kto ci pozwolił tak mówić!?
- SPOKÓJ!- Wrzasnęłam- Percy jak ma na imię twoja
dziewczyna?
- Annabeth.- Odparł opadając na jeden z foteli stojących w
salonie Wielkiego Domu. Na zachodniej ścianie pomieszczenia był kominek, a nad
nim wisiała wypchana głowa geparda. Reszta ścian w pokoju była obita
wygładziną, w kolorze brzoskwini. Wokół stojącego na środku stołu do..Ping-ponga?
Cóż wokół tego właśnie mebla były poustawiane różne: krzesła, stołki, fotele,
pufy i inne tego typu przedmioty. Mark opadł na jedną z puf a ja usadowiłam się
na jednym z krzeseł. Gdy siadłam zapomniałam, że ręka mi krwawi, i pobrudziłam
sobie ubranie.
- To teraz Mark wytłumacz mi, na jakiej podstawie sądzisz,
że Percy mnie macał- spytałam, próbując jakoś opatrzyć to nieszczęsne ramie.
- Pamiętasz ten moment, kiedy byliśmy w altance naszego
starego domu? I kiedy pod twoimi stopami wylądował słoik z Greckim ogniem?
- No pamiętam.- W sumie trudno zapomnieć pożar własnego
domu. Cóż, ale życie to nie bajka, a ja nie mam zamiaru go tracić na smutek.
- Wtedy właśnie. Z resztą to ty powinnaś to najlepiej
pamiętać.- Odparł wyciągając się wygodnie na swoim siedzisku.
- Ach pamiętam. Ale on mnie nie macał. On tylko uratował mi
życie. To, że położy ręce na moich biodrach, wcale nie znaczy, że od razu mnie
macał. Ale- to nie dokończając zdania wstałam podeszłam do zielonookiego który
próbował nieudolnie zatamować krew nadal buchającą mu z nosa, i dałam mu z
liścia- Jakaś kara mu się należy.- Dokończyłam. Ten złapał się za policzek i
spojrzał na mnie z wyrzutem w oczach.
- No, co? Ja się szanuję i nie dam się macać. Komukolwiek.
- No, no siostra. Nie poznaję cię.- Uśmiał się niebieskooki.
- Dobra koniec tego gadania. Percy idziesz ze mną szukać
Annabeth. A ty mój kochany bracie zostaniesz tu na razie, i odpoczniesz. Ok?-
Nie czekając na odpowiedz, chwyciłam Percego za ramie i pociągnęłam w stronę
drzwi. Dalej poszedł już sam. Przeszliśmy nie więcej niż dziesięć kroków, gdy
dorwał nas Will.
- O Zeusie! Caroline, co ci się stało?! Podbite oko,
krwawiąca ręka i masa siniaków. Dziewczyno jeszcze nie dawno ty się z łóżka
szpitalnego nie mogłaś ruszyć, a już zaliczyłaś ucieczka i bójkę. A ty Percy to
nie lepszy. Wydaje mi się, że masz złamany nos. Chodźcie muszę was opatrzyć.- Rozkazał.
- Nie Will. Nie możemy mamy ważną sprawę do załatwienia.
Naprawdę to bardzo ważne. Obiecuję, że jak tylko ją załatwimy, przyjdziemy do
ciebie. Proszę- Poprosiłam robiąc oczy kota, ze Shreka.
- Czy ja ci się kiedyś oprę?- Odparł odchodząc.
- Ok. Idziemy dalej.
- A..Ale jak ty to zrobiłaś? Will jeszcze nigdy nikomu nie
odpuścił.
- Jenaś nie słodzi mi już tylko idź.- Warknęłam. Szliśmy w
milczeniu. Po prawej mieliśmy ułożone w podkuwkę, różnej wielkości i koloru
domki letniskowe, za którymi płynęła wartka rzeka. Po prawej zaś: Arenę, na
której jacyś potężnie zbudowani chłopcy walczyli ze sobą, a wytapetowane
dziewczyny przyglądały się im i chichotały, pawilon jadalniany, strzelnica,
ścianka wspinaczkowa ociekająca lawą, podest z kukłami do ćwiczenia uderzeń i
coś, co od razu mi się spodobało, czyli las. Na wprost było ogromne jezioro, z
plażą. Na piasku wygrzewała się jakaś dziewczyna. Leżała na kocu, wystawiała
twarz do słońca. Miała zamknięte oczy, a jej falowane blond włosy do łopatek
lekko się poruszały na wietrze. Percy, gdy ją zobaczył przyspieszył kroku, żeby
nie zostać w tyle zrobiłam to samo. Nie zauważyła nas. Percy stanął za nią i
zakrył jej oczy rękoma.
- Zgadnij, kto to- spytał zmieniając głos na grubszy.
- Glonomóżdżek?
- Jak ty zawsze zgadujesz? I przestań mnie tak nazywać.-
Powiedział udając urazę.
- Och nie dąsaj się- powiedziała i śmiejąc się pocałowała go
w policzek. Boże zakochani. Masakra. Dobra koniec tych słodkości.
- Ty jesteś Annabeth- spytałam podchodząc do nich.
-Tak. Czegoś ode mnie potrzebujesz? – Spytała. Teraz
zauważyłam, że ma stalowo szare oczy. Była córką Ateny, bo tylko ta jedne
bogini miała szare oczy.
-Właściwie można to tak nazwać. Chciałabym z tobą
porozmawiać. Na OSOBNOŚCI- zaakcentowałam wyraz, patrząc przy rym na
czarnowłosego.
- Dobrze. Chodź.- Powiedziała podnosząc się z koca i łapiąc
mnie za nadgarstek. Pociągnęła mnie za sobą. Przeszłyśmy kawałek. Okazało się,
że zaprowadziła mnie na pola truskawek, po których przechadzali się…SATYROWIE?!
Satyrowie z piszczałkami. Ale cóż się
dziwić, to obóz Greckich herosów. Skąd ja wiedziałam, że to satyrowie? A stąd,
że jak już wcześniej wspomniałam pasjonuję się mitologią. Mogę czytać całymi
godzinami książki o herosach czy bogach Greckich. Tak nie mam dysleksji. Już mówiłam:
ja NIE jestem herosem. No w każdym bądź razie. Stanęłyśmy pomiędzy krzewami
truskawkowymi.
- Tak, więc, o czym chciałaś porozmawiać? A może najpierw
się poznajmy. Mam na imię Annabeth a ty?
- Caroline miło mi. Tak, więc chciałam cie spytać o pewną
sprawę. A mianowicie: Pamiętasz jak całowałaś się z moim bratem Markiem?
- Noo tak. Pamiętam. Ale, o co chodzi?
- Dzisiaj Percy i Mark pobili się i jednym z powodów był
właśnie ten pocałunek. Chciałabym się o tym dowiedzieć trochę więcej, bo nie
wiem jak mam rozstrzygnąć spór pomiędzy nimi. Więc jak to było z twojego punktu
widzenia?
- No cóż Mark jak przyszedł do obozu był w moim wieku. Ja
znalazłam się tu jak miałam siedem lat. Jestem tu najdłużej ze wszystkich
obozowiczów. Gdy pojawił się Percy praktycznie w tym samym czasie pojawił się
Mark. Różnica między nimi była ogromna. Percego na początku nie znosiłam. Ale z
twoim bratem było inaczej. Bardzo długo praktycznie nic nie jadł ani nie pił.
Chodził cały czas smutny. Był gorszy niż Nico. Mam nadzieję, że go poznałaś?
- Taa. Przelotnie.- Odparłam i przywołałam z wspomnień obraz
mrocznego chłopaka, który przeniósł nas cieniem do tego miejsca.
- Ooo nie. Tak być nie może. Jak skończymy z tym
rozwiązywaniem problemu, zapoznam cie z nim.
- Ok, a teraz opowiadaj dalej.
- Udało mi się z niego wyciągnąć, co go tak smuci.
Powiedział, że nigdy sobie nie wybaczy ze zostawił cie tam, taką samą tylko z
nieodpowiedzialną matką. Gdy mi to wszystko powiedział jakby wstąpił w niego
nowy duch. Zaczął trenować, śmiać się, rozmawiać. Ta nagła zmiana tylko dodała
mu uroku w moich oczach. I tak żyliśmy te osiem lat. Dokładnie w nowy rok
zdarzył się nasz pocałunek. Nie będę ci opowiadała całej historii, żeby cie nie
zanudzić, ale w skrócie to było tak, że w nowy rok zawsze o północy domek
Hefajstosa organizuje pokaz sztucznych ogni. Wszyscy obozowicze zbierają się na
tej plaży a grupka od Hefajstosa wypływa łódką na jezioro i wypuszcza
własnoręcznie zrobione fajerwerki. Zawsze były to niesamowite pokazy. A właśnie
wtedy była to historia miłosna. Wtedy właśnie Mark mnie pocałował. Był to długi
pocałunek. W sumie to ja go zainicjowałam.
- A wtedy łączyło cię już coś z Percym?
- Czułam coś do niego, ale nie sądziłam, że on to
odwzajemnia. Gdy zobaczył ten pocałunek, zrobił się strasznie zazdrosny o
Marka. Wtedy zdałam sobie sprawę, że i on coś do mnie czuje. Czyli to nie była
zdrada.
- Ok. Chodź teraz wytłumaczymy to chłopakom. – Wyszłyśmy
spomiędzy krzaków i wróciłyśmy na plażę, na której czekał na nas Percy.
- Caro zostawisz nas? Chciałabym porozmawiać z nim w cztery
oczy.- Szepnęła mi do ucha.
- Ok. Będę czekała w Wielkim Domu.- Odszepnęłam i udałam się
we wskazanym kierunku. Idąc przypomniałam sobie, że wczoraj przysięgłam na
Styks, Chejronowi że mu powiem, czemu uciekłam. W sumie sama nie wiem. Poczułam
taki impuls. Zerwałam się do biegu. Po chwili sprintu, stałam już pod drzwiami
gabinetu opiekuna. Zapukałam trzy razy i czekałam na odpowiedź. Gdy usłyszałam
ciche proszę, lekko nacisnęłam klamkę. Byłam tu drugi raz, ale dopiero teraz
miałam czas, żeby się rozejrzeć. Cały pokuj był w kolorze liliowym, a na
ścianach wisiały różne zdjęcia i wycinki z gazet oprawione w ramki. Jedno ze
zdjęć przedstawiało parę nastolatków całujących się pod wodą, inne chłopca
siedzącego do połowy w zaspie, następne trójkę nastolatków siedzących na smoku
a jeszcze inne kilkoro nastolatków stojących na ogromnym statku wojennym
unoszącym się nad ziemią. Tak się zapatrzyłam na nie, że nie zauważyłam ze
Chejron podszedł do mnie. Znowu miał na sobie, T-shirt z napisem „Imprezowe
kucyki” (nie Olu tu nie chodzi o włosy), lecz tym razem był on w kolorze
błękitnym.
- Caroline czy teraz wytłumaczysz mi, dlaczego uciekłaś?-
Poprosił.
- Tak proszę pana. Tak, więc poczułam taki impuls. Żebym
pobiegła, uciekła. I tak jakoś wyszło. – Odparłam.
- Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz. Czemu nie zaatakował
cie żaden potwór?
-Jak już mówiłam ja nie jestem żadnym herosem!
- Ale musisz być, inaczej nie przeszła byś przez barierę.
- No dobrze załóżmy, że jestem tym herosem. Nie mam pojęcia,
dlaczego nie zaatakował mnie żaden potwór.
- Dobrze tyle mi wystarczy. Na razie będziesz spała w tym pokoju,
w którym ostatnio, dopóki twój boski rodzic się nie objawi. A teraz już zmykaj.
- Dziękuję. Dowidzenia.- Powiedziałam i wyszłam. Poszłam do
salonu. Mark nadal tam siedział. Po drugiej zaś stronie siedziała Annabeth. Tak
jak się umówiłyśmy.
- Mark. Wszystko już ustaliłam. Puścimy tamto zdarzenie w
niepamięć. Niestety teraz muszę cie opuścić, bo Annabeth obiecała mi kogoś
przedstawić. Choć- to ostatnie było skierowane do szarookiej. Ta zaś wstała i
mijając mnie pociągnęła za sobą w stronę wyjścia. Chyba wszystko już miała
ustalone, bo na werandzie domu czekał na nas ubrany w czerń chłopak.
- Nico! Jak dobrze, że jesteś. To jest ta osoba, o której ci
mówiłam. Caroline poznaj Nico, Nico poznaj Caroline. – Patrzyłam w osłupieniu
na tego bladego chłopaka. Kogoś mi przypominał…Wiem! Śnił mi się kiedyś. W tym
śnie stałam na takim skalnym występku, który miał się zaraz zawalić w przepaść.
A naprzeciwko mnie stał ten chłopak i powiedział coś, czego nie słyszałam.
Potem mnie pocałował. Gdy się od siebie oderwaliśmy, ja cofnęłam się o krok, a
półka skalna, na której stałam runęła. I wtedy się obudziłam. Ten chłopak. A
nieważne.
- Caroline- powiedziałam podając mu rękę
- Nico- odrzekł ściskając ją
- Miło mi cię poznać. Tak, więc..- Zapadła cisza. Słońce już
zachodziło a nasze twarze owiał chłodny wiatr. Nagle usłyszeliśmy dźwięk
konchy.
- Chodź Caroline, usiądziesz zemną przy stoliku. Podczas
kolacji wyjaśnię ci podstawy a potem będzie ognisko.- To mówiąc złapała mnie za
ręką i pociągnęła do pawilonu. Stało tam kilka stołów i miejsce, w którym
rozpalało się ogień by w nim złożyć ofiarę. Wiem to, bo czytałam trochę na
temat zwyczajów Greków. Annabeth zaciągnęła mnie do stolika, przy którym
siedziało już kilka osób. Byli to nastolatkowie w różnym wieku i różnej płci. Usiadłam obok Annabeth. Przede mną stał pusty talerz,
a obok niego szklanka również bez zawartości. Spojrzałam na dziewczynę, z która
tu przyszłam. Ta chyba wiedząc o co mi chodzi powiedziała:
- Pomyśl co chcesz zjeść i czego się napić.- Ok. To trochę dziwne,
ale wykonałam jej polecenie. Pomyślałam o tostach z serem i szynką oraz o
lemoniadzie cytrynowej. Gdy spojrzałam na talerz wszystko, co chciałam było na
nim (oczywiście oprócz lemoniady), a w szklance szkliła się lemoniada, z plasterkiem
cytryny w środku. WooW. Moja jedyna reakcja. Zobaczyłam, że Annabeth wstaje ze swoim
talerzem i podchodzi do ogniska na ofiary. Wzięłam swój i poszłam za nią. Dziewczyna
wrzuciła w ogień cześć swojego posiłku i wyszeptała coś pod nosem. Odwróciła
się do mnie.
- Zrób to samo. Oddaj bogom
część swojej kolacji i pomódl się do swojego boskiego rodzica. - Szepnęła mijając mnie.
- Ok.- odparłam również szeptem. Zrobiłam kilka kroków, i
znalazłam się twarzą w twarz z płomieniami. Zsunęłam jeden tost z talerza i
pomyślałam: „Nie wiem, kim jesteś ojcze, ale proszę ujawnij mi to jak
najszybciej”. Następnie odeszłam. Poczułam tylko delikatną woń czekolady i
orzechów. Ciekawe. Wróciłam do stolika i skonsumowałam resztę posiłku. Gdy
zjadłam wypiłam lemoniadę, a następnie poczekałam aż Annabeth skończy swoją
sałatkę colesław. Gdy i ona skończyła, wstała i rzekła:
-Choć teraz ognisko. Może zostaniesz uznana?
- A muszę?
-Tak i nie słyszę sprzeciwu!- Powiedziała z uśmiechem poczym
pociągnęła mnie w stronę areny. Tam, na środku ustawiono wielkie bale drewna.
Gdy większość obozowiczów się zebrała, i zajęła miejsca na trybunach tak jak to
uczyniłyśmy z Annabeth, ktoś podpalił drewno. Buchnęło ono pięknym ogniem. Ech
jak ja go kocham. Pomimo że to właśnie przez niego straciłam dom i mamę to
nadal go uwielbiam. Patrzyłam na niego w skupieniu. Nagle ktoś trącił mnie w
ramie. To Annabeth z Percym się wygłupiają. Wstałam poszłam w stronę
ciemniejszej części trybuny. Usiadłam tam, i zaczęłam obserwować ludzi
krzątających się na dole. Chyba rozdawali kiełbaski i kije by inni mogli sobie
je upiec. Podciągnęłam kolana, obięłam je rękoma i oparłam na nich brodę.
Zapatrzyłam się w ogień. Wyłączyłam się kompletnie z tego, co mnie otaczało.
Przypomniałam sobie moją pierwszą jazdę na dwukołowym rowerze. Jak nad ranem
wymknęłam się z domu, biorąc ze sobą rower i poszłam na tor do ujeżdżania koni.
Ćwiczyłam i ćwiczyłam. Miałam poodzierane kolana i łokcie, ale byłam szczęśliwa,
bo nauczyłam się jeździć. Gdy wyszłam, okazało się, że wszyscy mnie szukali. Pamiętam
jak Mark ze łzami w oczach podbiegł do mnie i mnie przytulił. Ech dzieciństwo.
Nagle przypomniałam sobie Nico i ten mój sen. Czy miał być on wizją z
przyszłości? Miał się spełnić? Chyba oszalałam. Mam prorocze sny? Nie. To na
pewno nie to. Ale skoro to nie jest prawda to, czemu za każdym razem, kiedy
sobie to przypomnę, przechodzi mnie dreszcz? Czemu mam wrażenie, że to prawda?
Tyle pytań a ani jednej odpowiedzi. Otworzyłam oczy. Ogień nadal płonął równie
jasnym płomieniem. Wstałam z zamiarem udania się do „mojego” pokoju, bo byłam już
zmęczona. Nagle poczułam, że moje stopy odrywają się od ziemi. Wszyscy na mnie spojrzeli.
Nagle moje plecy przeszył okropny ból. Wokół mnie zaczął się tworzyć świetlne
tornado. Nad moja głową zaś pojawił się symbol…
Dedykacja dla: Fallen Angell, Emi i Oli oraz wszystkich Ileśnaścioraczek
Czytasz skomentuj będzie mi miło :)