sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział IV część I czyli Dziwne dziwy

Ból. Ból tak ostry że aż nie do zniesienia. Niewyobrażalny. Chyba leżę na brzuchu, choć nie wiem bo całą moją uwagę przykuwa ból...nie czułam nic innego chociaż próbowałam.
-BOOLI!- powiedziałam ni to do siebie ni to do poduszki pod moim policzkiem, nadal nie otwierając oczu.
- Spokojnie. Zawołajcie Chejrona i Marka. Powiedzcie że się obudziła.- Usłyszałam przyciszony, piękny, niski, męski głos, którego nie rozpoznawałam. Po chwili usłyszałam kroki.
-Will, posłałeś po nas. Co się stało?- spytał ktoś z głębokim tenorem. Ewidentnie dorosły.
- Obudziła się.- Powiedział chłopak nazwany Willem, nadal siedząc obok mojego łóżka.
 - Julia, jak się czujesz?- spytał Mark
- Jakby mi ktoś wbijał i wyciągał miliard gwoździ w plecy, ale poza tym jest ok.-Powiedziałam słabo. Nie! Wcale nie jest ok! Jest beznadziejnie! Właśnie straciłam matkę, ostatnią osobę która mnie szczerze kochała i której ufałam.
- Dobrze, to teraz zostawimy cię samą. Musisz odpocząć- Powiedział ten sam męski głos co na początku.- Will chodź z nami. Musimy porozmawiać.
- Już idę Chejronie, tylko posmaruję jej plecy nektarem. – odparł chłopak. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę że jestem rozebrana do pasa. Mam nadzieje że rozbierała mnie jakaś kobieta. Usłyszałam dźwięk otwieranego… czegoś. Potem na moich plecach poczułam czyjąś dłoń rozsmarowującą jakąś substancję po ich po wierzchni. Bolało to cholernie. Chciałam wyć z bólu, lecz się powstrzymałam. Gdy odchodzili, pośród stuku butów o ziemię, usłyszałam stukot… KOŃSKICH KOPYT!? What!? Julia ogarnij się. Z bólu dostajesz jakichś dziwnych majaków. Zostałam sama w pomieszczeniu. Ból który odczuwałam był straszny...był to ból fizyczny jak i psychiczny. Został mi tylko Mark. Tylko on...   Znając moje szczęście i jemu zaraz się coś stanie. Po co w ogóle mnie ratowali!? Przynoszę same nie szczęścia. No i w końcu zostanę sama...bez rodziny oraz przyjaciół...każdemu będę obojętna. Czy ktoś mi może powiedzieć po co ja nadal żyję? Pewnie i tak zostanę sama nikomu nie potrzebna...samotna ,bez użyteczna ...skoro nikomu nie jestem potrzebna to po co ja dalej istnieje? Takie przemyślenia błąkały mi się po umyśle jeszcze dobre kilka godzin. W końcu zasnęłam. Gdy się obudziłam przez długą chwilę nie otwierałam oczu. Wokół słyszałam rozmowy, śmiech i inne odgłosy których nie mogłam zidentyfikować. Nadal nie otwierając oczu, przysłuchiwałam się rozmową prowadzonym wokół mnie. Jedni rozmawiali o tym co działo się ostatnio na jakieś arenie a inni śmiali się z dowcipów które sobie nawzajem opowiadali. Powieki miałam tak ociężałe że z wielkim trudem je uchyliłam. Próbowałam kilka razy zanim mi się udało. Powoli rozejrzałam się. Leżałam na łóżku polowym, w wielkim białym namiocie. Na krześle obok mnie siedział Mark. Był wyraźnie zmęczony. Pod oczami miał wielkie wory a głowa od czasu do czasu mu opadała na mostek. Wyglądał tak jak by nie spał od trzech może więcej nocy.
 -Mark...co się stało? - Powiedziałam cicho a on wyprostował się jakby wyrwany z transu.
-Nic. O..o obudziłaś się. Ech jestem tylko trochę zmęczony.
- Gdzie jestem- spytałam.
 - W szpitalu polowym w obozie Herosów.
 - Obozie jakim?
 -W obozie dla..hmm...wyjątkowych osób...dzieci bogów.-Powiedział
 - Przecież wiem kto to są herosi! Pytam dlaczego tu trafiłam!? Po co?
-- Powoli, powoli. Głowa mi pęka.- poskarżył się
-To wytłumacz mi powoli..eh..po prostu chce wiedzieć!
-Możesz jeszcze chwilę poczekać? Ja nie dam rady ci tego teraz wytłumaczyć. Poproszę Chejrona żeby do ciebie przyszedł ok?
-Kto to jest...?-Skrzywiłam się.
- To... centaur. Pół człowiek, pół koń. Jest opiekunem i zarazem nauczycielem herosów. Na mojej twarzy pewnie malował się szok bo Mark uśmiechnął się i zostawił mnie samą. Ale.... jak to centaur? Moment,  moment. Czyli jestem heroską!? Nie, to chyba jakiś żart. Przecież to mit. W Greckich mitach był taki jeden Chejron. Był on Centaurem a zarazem potomkiem Kronosa. W tych mitach było też dużo o herosach na przykład o Perseuszu albo Odyseuszu. Ale to tylko mity no nie? Usłyszałam ciche stukanie kopyt. Nie rozumiem! Tak to na pewno jest jakiś głupi żart! Tak! To na pewno mi się śni! Muszę się obudzić z tego dziwnego snu. Uszczypnęłam się. Nic się nie stało. Zrobiłam to jeszcze raz tylko tym razem mocniej. Nadal nic. Nie! Nie! To nie może być prawda. Dźwięki kopyt były coraz bliższe, i głośniejsze. Muszę się obudzić. MUSZĘ! Dałam sobie z liścia. Ała! Nadal nic. Nie ja się załamię.
- Witam- usłyszałam ten sam tenor, który słyszałam parę godzin wcześniej. Nieeee!


Dedykacja oczywiście dla Aiki'san. Bez niej nic z tego by nie było. Czytasz proszę komentuj to meega motywuje.

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Rozdział świetny ^^ i bez mojej pomocy byłby świetny ^^ więc nie masz czego być wdzięczna ;) No i to był zaszczyt że poprosiłaś takie beztalencie jak ja żeby pomogła ;)

      Usuń
    2. Nie sądzę ale dziękuję :* I na pewno nie jesteś beztalenciem :*

      Usuń
  2. Rozdział świetny, aczkolwiek uważaj na wielokropki. Za dużo ich robi lekki chaos.
    Niecierpliwie czekam na kolejny!

    Pozdrawiam :*
    A i oczywiście weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i będę pamiętać :* Również pozdrawiam :*

      Usuń
  3. Idzie ci wspaniale ;-) Życzę ci dużo weny :-)

    OdpowiedzUsuń