Ból. Ból tak ostry że aż nie do zniesienia. Niewyobrażalny. Chyba
leżę na brzuchu, choć nie wiem bo całą moją uwagę przykuwa ból...nie czułam nic innego chociaż próbowałam.
-BOOLI!- powiedziałam ni to do siebie ni to do poduszki pod
moim policzkiem, nadal nie otwierając oczu.
- Spokojnie. Zawołajcie Chejrona i Marka. Powiedzcie że się
obudziła.- Usłyszałam przyciszony, piękny, niski, męski głos, którego nie
rozpoznawałam. Po chwili usłyszałam kroki.
-Will, posłałeś po nas. Co się stało?- spytał ktoś z
głębokim tenorem. Ewidentnie dorosły.
- Obudziła się.- Powiedział chłopak nazwany Willem, nadal
siedząc obok mojego łóżka.
- Julia, jak się
czujesz?- spytał Mark
- Jakby mi ktoś wbijał i wyciągał miliard gwoździ w plecy,
ale poza tym jest ok.-Powiedziałam słabo. Nie! Wcale nie jest ok! Jest
beznadziejnie! Właśnie straciłam matkę, ostatnią osobę która mnie szczerze
kochała i której ufałam.
- Dobrze, to teraz zostawimy cię samą. Musisz odpocząć-
Powiedział ten sam męski głos co na początku.- Will chodź z nami. Musimy
porozmawiać.
- Już idę Chejronie, tylko posmaruję jej plecy nektarem. –
odparł chłopak. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę że jestem rozebrana do pasa.
Mam nadzieje że rozbierała mnie jakaś kobieta. Usłyszałam dźwięk otwieranego…
czegoś. Potem na moich plecach poczułam czyjąś dłoń rozsmarowującą jakąś
substancję po ich po wierzchni. Bolało to cholernie. Chciałam wyć z bólu, lecz
się powstrzymałam. Gdy odchodzili, pośród stuku butów o ziemię, usłyszałam
stukot… KOŃSKICH KOPYT!? What!? Julia ogarnij się. Z bólu dostajesz jakichś
dziwnych majaków. Zostałam sama w pomieszczeniu. Ból który odczuwałam był straszny...był
to ból fizyczny jak i psychiczny. Został mi tylko Mark. Tylko on... Znając moje szczęście i jemu zaraz się coś stanie. Po co w
ogóle mnie ratowali!? Przynoszę same nie szczęścia. No i w końcu zostanę
sama...bez rodziny oraz przyjaciół...każdemu będę obojętna. Czy ktoś mi może powiedzieć po co ja nadal żyję? Pewnie i
tak zostanę sama nikomu nie potrzebna...samotna ,bez użyteczna ...skoro nikomu
nie jestem potrzebna to po co ja dalej istnieje? Takie przemyślenia
błąkały mi się po umyśle jeszcze dobre kilka godzin. W końcu zasnęłam. Gdy się
obudziłam przez długą chwilę nie otwierałam oczu. Wokół słyszałam rozmowy,
śmiech i inne odgłosy których nie mogłam zidentyfikować. Nadal nie otwierając
oczu, przysłuchiwałam się rozmową prowadzonym wokół mnie. Jedni rozmawiali o
tym co działo się ostatnio na jakieś arenie a inni śmiali się z dowcipów które
sobie nawzajem opowiadali. Powieki miałam tak ociężałe że z wielkim trudem je
uchyliłam. Próbowałam kilka razy zanim mi się udało. Powoli rozejrzałam się.
Leżałam na łóżku polowym, w wielkim białym namiocie. Na krześle obok mnie
siedział Mark. Był wyraźnie zmęczony. Pod oczami miał wielkie wory a głowa od
czasu do czasu mu opadała na mostek. Wyglądał tak jak by nie spał od trzech
może więcej nocy.
-Mark...co się stało?
- Powiedziałam cicho a on wyprostował się jakby wyrwany z transu.
-Nic. O..o obudziłaś się. Ech jestem tylko trochę zmęczony.
- Gdzie jestem- spytałam.
- W szpitalu polowym
w obozie Herosów.
- Obozie jakim?
-W obozie dla..hmm...wyjątkowych osób...dzieci
bogów.-Powiedział
- Przecież wiem kto to są herosi! Pytam dlaczego tu
trafiłam!? Po co?
-- Powoli, powoli. Głowa mi
pęka.- poskarżył się
-To wytłumacz mi powoli..eh..po prostu chce wiedzieć!
-Możesz jeszcze chwilę poczekać? Ja nie dam rady ci tego
teraz wytłumaczyć. Poproszę Chejrona żeby do ciebie przyszedł ok?
-Kto to jest...?-Skrzywiłam się.
- To... centaur. Pół człowiek, pół koń. Jest opiekunem i
zarazem nauczycielem herosów. Na mojej twarzy pewnie malował się szok bo
Mark uśmiechnął się i zostawił mnie samą. Ale.... jak to centaur? Moment, moment. Czyli jestem heroską!? Nie, to chyba
jakiś żart. Przecież to mit. W Greckich mitach był taki jeden Chejron. Był on
Centaurem a zarazem potomkiem Kronosa. W tych mitach było też dużo o herosach
na przykład o Perseuszu albo Odyseuszu. Ale to tylko mity no nie? Usłyszałam
ciche stukanie kopyt. Nie rozumiem! Tak to na pewno jest jakiś głupi żart! Tak!
To na pewno mi się śni! Muszę się obudzić z tego dziwnego snu. Uszczypnęłam
się. Nic się nie stało. Zrobiłam to jeszcze raz tylko tym razem mocniej. Nadal
nic. Nie! Nie! To nie może być prawda. Dźwięki kopyt były coraz bliższe, i
głośniejsze. Muszę się obudzić. MUSZĘ! Dałam sobie z liścia. Ała! Nadal nic.
Nie ja się załamię.
- Witam-
usłyszałam ten sam tenor, który słyszałam parę godzin wcześniej. Nieeee!
Dedykacja oczywiście dla Aiki'san. Bez niej nic z tego by nie było. Czytasz proszę komentuj to meega motywuje.
1!
OdpowiedzUsuńRozdział świetny ^^ i bez mojej pomocy byłby świetny ^^ więc nie masz czego być wdzięczna ;) No i to był zaszczyt że poprosiłaś takie beztalencie jak ja żeby pomogła ;)
UsuńNie sądzę ale dziękuję :* I na pewno nie jesteś beztalenciem :*
UsuńRozdział świetny, aczkolwiek uważaj na wielokropki. Za dużo ich robi lekki chaos.
OdpowiedzUsuńNiecierpliwie czekam na kolejny!
Pozdrawiam :*
A i oczywiście weny!
Dziękuję i będę pamiętać :* Również pozdrawiam :*
UsuńIdzie ci wspaniale ;-) Życzę ci dużo weny :-)
OdpowiedzUsuń