Przysiedliśmy się do nich.
- Długo wam to zajęło. - stwierdził Percy.
- Ej nie wszyscy tu potrafią robić jakieś dziwne rzeczy i
raz być tu a raz tam. Od stadniny tu są trzy kilometry i tak przyjechałam tu w rekordowym
czasie.- obruszyłam się jego brakiem zrozumienia.
- Dobra, dobra już nie nerwicuj się tak bo ci żyłka pęknie-
rzekł z ironią zielonooki. O nie. Tak nie będziemy pogrywać. Rzuciłam mu się do
gardła. Niby taki starszy i w ogóle ale nie potrafi się obronić przed
nastolatką. Nie wiem z kąt moje palce wskazujące znalazły się na jego barkach,
uciskając jeden z mięśni, powodując bardzo ostry ból. Chłopak krzyknął, i
osunął się na podłogę altany. Uznałam że To wystarczająco mu dopiekło więc
zostawiłam go w spokoju. Jason i Mark śmiali się do rozpuku, a na ustach Nico
błąkał się lekki uśmiech. Ja nie wiem o co im chodzi. To wcale nie jest
śmieszne! On mnie obraził! Dobra, dobra Julia uspokój się. On nie miał nic
złego na myśli. Jestem osobą która łatwo sie denerwuje i rozprasza więc nawet taki
drobiazg potrafi mi nieźle dopiec. Cóż bywa. Wyjęłam z plecaka klucze i
otworzyłam drzwi frontowe. Nasz dom ma dwa piętra i strych. Z zewnątrz jest
pomalowany na cytrynową żółć a wewnątrz to już taki mix kolorów i styli że tego
się nie da opisać.
- Mamo! Wróciłam- krzyknęłam w głąb hallu.
- Jak tam było w szkole?- usłyszałam dobrze znajomy kobiecy
głos, dobiegający z głębi salonu. Mama jak zwykle tam właśnie malowała. Ma na
imię Charlotte i jest blondynką. Przeważnie chodzi w poplamionych farbą
jeansach i luźnych kolorowych bluzkach. Dziś miała na sobie pomarańczową. Stała
przed płótnem i mieszała kolory na palecie, którą trzymała w ręce. Cała mama.
-Jak tam było w szkole?- spytała. Wiem że jakbym powiedziała
jej prawdę to by nie uwierzyła więc…… nie, nie chcę kłamać.
-W porządku. Na szczęście nic nam nie zadali. Mamo przyszli
do mnie…. Znajomi. Siedzą w altanie. Zrobię nam lemoniadę. Proszę nie
przeszkadzaj nam bo…..- ech i co tu teraz wymyślić? Chyba będę musiała kłamać-
Projekt na biologię.
- Dobrze kochanie. I tak muszę skończyć ten obraz, bo dziś
przyjeżdża po odbiór jego zleceniodawca. Idź, idź zrobić tę lemoniadę, bo jest
taki upał że każdemu przyda się trochę ochłody.- powiedziała z uśmiechem. Tak upał w marcu. Moja mama czasem jest trochę
nie obecna. Zanim poszłam do kuchni, skoczyłam jeszcze do mojego pokoju
zostawić plecak. Postanowiłam że dodam do lemoniady trochę mięty. Gdy była
gotowa wzięłam ją (w dzbanku oczywiście), pięć szklanek i wróciłam do altanki.
Chłopcy dyskutowali o czymś zawzięcie. Było to coś bardzo ważnego bo gdy mnie
zobaczyli zapadła między nimi cisza jak makiem zasiał. Postawiłam wszystko co
trzymałam w rękach na stoliku i usiadłam obok brata.
-Dobra to teraz mów- zwróciłam się do brata- Z kąt wziąłeś
się w tedy w klasie?
- Siostruś to długa historia i nie do opowiadania na teraz i
w tym miejscu. Zamiast tego opowiedz mi może co ty porabiałaś przez te osiem
lat gdy mnie nie było?- zaintrygowało mnie czemu nie chce mi tego teraz
powiedzieć, ale powstrzymałam pytanie cisnące mi się na usta.
- A co ja miałam robić? Jak odszedłeś to ja też musiałam
zacząć harować jak wół, żebyśmy się utrzymały. I co? Pan Dawkins na dwunaste
urodziny podarował mi Błękitnego. Od tamtej pory na nim jeżdżę do szkoły. A co
poza tym to……- Moje słowa zagłuszył nagły huk. Rozejrzałam się. Niby nic się
nie stało. Ciekawe co to tak trzasnęło? Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
Nagle nasz dom stanął w płomieniach. Tak po prostu. I to nie był taki zwykły
pomarańczowo- złoty tylko zielony.
-Grecki ogień- Mruknął Nico. CO?! Co to jest Grecki ogień?
To dla mnie nie było ważne w tej chwili ponieważ mama została w środku. MAMA!
Muszę po nią pójść! Nim zdążyłam zrobić choć krok, cały budynek się zawalił.
-MAMO!!- z mojego gardła wydobył się krzyk rozpaczy. – MAMO!
MAAAMO!- krzyczałam ze łzami w oczach. Nagle pod moimi stopami wylądował słoik
z… czymś co wyglądało jak ogień. Taki sam który trawił teraz resztki naszego
domu. Percy też go zauważył. Ja stałam tak i patrzyłam na jego piękne języki
coraz mocniej miotające w środku. Percy ni z tego ni z owego złapał mnie w
pasie i pociągnął do tyłu. Potem naszą dwójkę okryła kurtyna wody. Słoik nagle
eksplodował. Płomienie, zniekształcone przez wodę, wystrzeliły w niebo. Po dłuższej
chwili zauważyłam że Percy nadal mnie do siebie przyciska, a Nico, Mark i Jason
nam się przypatrują. Szybko wyswobodziłam się z jego uścisku.
- Dzięki za uratowanie życia- warknęłam przez zaciśnięte
zęby.
- Och nie ma problemu- rzucił z nonszalanckim uśmiechem.
Boże jak mnie ten typ wkurza. Nagle kurtyna wody opadła a za nią zobaczyliśmy….
Chordę rozjuszonych potworów. Od taki latających (chyba gryfów) po takie dziwne
pół ludzkie pół smocze.
-Nico przeniesiesz nas do obozu!?- krzyknął Mark
-Dobra. Złapcie się za ręce- Odpowiedział. Zrobiliśmy jak
kazał. Stałam niestety centralnie na lini strzału. Nagle poczułam jak co
najmniej pięć strzał wbija się w moje plecy a parzące strumienie jadu i języki
ognia omiatają mnie całą. Wtedy zapadliśmy się w ciemność. Ale tak dosłownie.
Jestem 100% pewna że jeszcze wtedy nie straciłam przytomności. Nagle znaleźliśmy
się na szczycie jakiegoś wzgórza. Więcej nie pamiętam bo w tamtej chwili kolana
się pode mną ugięły a ja osunęłam się w ciemność tym razem naprawdę tracąc
przytomność.
Rozdział wyszedł beznadziejnie moim zdaniem ale i tak
chcę go dedykować Wathewie za wielkie wsparcie. Next jutro Czytasz proszę komentuj.
Teraz ja 1 xD :)
OdpowiedzUsuńOsz ty! XDD To nie fer xd Kiedy ty komentowałaś, ja sobie w kuchni rzodkiewkę tarłam do kolacji XD
UsuńNo ale cóż. Polip leci do ciebie ;*
Ha ha to bardzo fer :P Dziękuję :*
Usuń2. xd
OdpowiedzUsuńOkejka przeczytane ;3
UsuńPercy ją po biodrach maca XD Brat najebie XD
Świetny co ty mnie tam na priv zmylasz ;o
Pozdrawiam i przekazuję polip weny gdyż należy się :3
I dziękuję za dedykacje ;*
UsuńDziękuję :* I również pozdrawiam :*
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
UsuńNa cię kiedyś walnę Johny Obiecuję :P
UsuńStrasznie kiepski ma rower, skoro 3 km jechała 1,5 godziny. Szybciej zaszła by pieszo. Człowiek średnio idzie 1km w 15 min ;) taki drobny szczegół
OdpowiedzUsuńStrasznie kiepski ma rower, skoro 3 km jechała 1,5 godziny. Szybciej zaszła by pieszo. Człowiek średnio idzie 1km w 15 min ;) taki drobny szczegół
OdpowiedzUsuńFajny rozdział, wcale nie najgorszy 😀
OdpowiedzUsuń