Jimin leżał w łóżku Yoongiego już ponad godzinę, nieruchomo patrzył w biały sufit. Jego telefon dzwonił raz za razem. Jungkook zasypał go też sms'ami. W tych okolicznościach nie było dziwne. Gdy dzwonek wybrzmiał ostatni raz telefon chłopaka zagrał cichą melodyjkę by wyłączyć się na dobre. To właśnie obudziło go z letargu. Łzy zaczęły płynąć mu po policzkach wartkimi strumieniami. Chwycił poduszkę i zakrył nią twarz. Poczuł coś twardego w poszewce. Mały, prostokątny kształt. Zapalniczka. Ta sama z którą Suga nigdy się nie rozstawał, której używał nawet w ich teledyskach choć menager nalegał. Na to wspomnienie w oczach Parka znów zebrały się łzy. Otworzył ją i zapalił. Hipnotyzujący płomień drgał tuż przed nim. Uśmiechnął się. Wreszcie zrozumiał, co Suga widział w tym przedmiocie. Ciche uderzenie nikogo nie zaniepokoiło.
Następnego dnia w gazecie Jeon przeczytał informację która na sekundę zatrzymała jego serce. Park Jimin spłonął wraz z całym mieszkaniem należącym do Min Yoongiego, jego narzeczonego który zmarł z powodu zaawansowanego raka płuc dzień wcześniej. Było to samobójstwo. Jungkook spojrzał na swoje bezużyteczne nogi, na wózek w którym siedział i szpitalne ściany które go otaczały.
- Dlaczego nie odebrałeś tego cholernego telefonu?